Przyzwyczailiśmy się do hejtu w internecie. Bardzo łatwo nam to poszło, zaakceptowaliśmy powszechny hejt łatwiej niż disco polo w publicznej telewizji. Jeszcze jakiś czas temu ta „jasna strona mocy”, jaką mieniła się większość tzw. prodemokratycznej politycznej opozycji w naszym kraju i jej zwolennicy przynajmniej starała się udawać, że hejt w internecie jest jej obcy. Ale to się zmieniło. Rok temu pisałem, że „wojny trolli’ rozpętanej w postaci hejterskiej nagonki na sędziów, pod egida Ministerstwa Sprawiedliwości nie da się już zatrzymać i że jest tylko kwestią czasu, kiedy po podobne metody sięgną partie opozycyjne. Kampania w wyborach prezydenckich dobitnie pokazała, że w kwestii metod PO posiada już obecnie prawie taki sam arsenał jak PiS i prawie równie bezpardonowo po niego sięga. To wzajemne obrzucanie się epitetami, plucie jadem, rozpuszczanie perfidnych manipulacji i fejk niusów udziela się nam wszystkim. Do tego, że te ciągłe awantury są podsycane przez polityków, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Przyjęliśmy, że ci ludzie tak już mają i nie potrafią inaczej. Ale zjawisko hejtu miałoby to miejsca na taką skalę, gdyby nie ludzie mediów, dziennikarze i celebryci, mianowani (niejednokrotnie przez samych siebie) autorytetami. Nie wiedzieć czemu od jakiegoś czasu miarą takiego autorytetu jest maksymalne dojechanie strony przeciwnej. Nie wystarczy już zwykła delikatna ironia lub rzeczowy komentarz. Teraz trzeba kogoś zaorać, a potem jeszcze przysypać dwiema tonami obornika.
Mam swoją prywatną listę takich „autorytetów”. Nie wszyscy na tej liście mają jednakowy zasięg i siłę oddziaływania, ale wspólnym mianownikiem jest swego rodzaju perfidia i przeświadczenie o swojej nieomylności, uprawniające tych osobników do mieszania z błotem każdej osoby lub grupy społecznej, która jest dla nich w danej chwili niewygodna.
Lista zawiera „nieomylnych” zarówno sympatyzujących z partią rządzącą, jak i z opozycją (głównie PO) i ku memu własnemu zaskoczeniu, tych drugich jest więcej. Prezentuję od miejsca dziesiątego do pierwszego:
10. Wojciech Sumliński – tzw. dziennikarz śledczy, autorytet prawicowych zwolenników teorii spiskowych, zasłynął trylogią „Niebezpieczne związki”, jedna z części została poświęcona Donaldowi Tuskowi. Jego pisanina to typowe mieszanie faktów ogólnie znanych z własnymi, niczym nie uzasadnionymi domniemaniami. To typ dziennikarza śledczego, który potrafiłby zrobić agenta KGB z papieża Franciszka. Przerażające jest to, że dla znacznej ilości odbiorców jego pisarstwo jest prawdą objawioną.
9. Zbigniew Hołdys – z ubolewaniem wpisuję na tę listę człowieka, który dla mojego pokolenia miał rzeczywiście status autorytetu. Dla wielu ludzi nadal ma, ale dla mnie już od dłuższego czasu nie. Niektóre jego komentarze są celne i jest to niewątpliwie człowiek o dużej wrażliwości, ale ewidentnie dziś nadużywa swojej dawnej pozycji głosu pokolenia. Jak dla mnie obecnie jest przede wszystkim zgorzkniałym emerytem, który swoimi internetowymi wpisami odreagowuje swoje frustracje. Na moją listę trafia za określenie ruchu Szymona Hołowni „żółtą zarazą”.
8. Piotr Semka – pogardliwe komentarze tego pana są zazwyczaj na poziomie wystąpień ministra Ziobry lub jego wiceministrów. Na listę trafiłby jednak już tylko za jeden z nich, w którym nazwał sympatyków Szymona Hołowni „słupami”.
7. Witold Gadowski – bufon, któremu wydaje się, że jest jedynym nieomylnym komentatorem rzeczywistości. W swoich cotygodniowych komentarzach publikowanych na YouTubie prześlizguje się po prawdzie z równą łatwością, co najnowsza maszynka do golenia Gilette, wybierając z faktów wszystko, co wygodne dla jego tezy, całą zaś resztę pomijając, albo przeinaczając. Oczywiście wszystkie swoje opinie wygłasza z miną prawdziwego eksperta, przez sprawia wrażenie o wiele bardziej wiarygodnego niż dajmy na to Mariusz Max Kolonko, od którego wieje oszołomstwem na kilometr. Poziom zbieżności z prawdą jest jednak podobny u obu panów, asortyment poglądów politycznych również. W każdym razie pan Gadowski ma liczną sektę swoich prawicowych wyznawców, którym regularnie „pierze” mózgi, sącząc do nich przekaz o tym, jakimi lemingami są wszyscy Ci, którzy nie wspierają obecnej władzy, popierają UE itp.
6. Bracia Karnowscy – wspisuję ich razem, bo momentami nie rozróżniam już, co który napisał lub powiedział. Ich zadanie było od dawna jasne – dyskredytować działania wszystkich sił politycznych nie związanych z PiS. W dużej mierze to dzięki nim PiS wygrał wybory w 2015 roku. Taśmy Sowy nie „sprzedałyby się tak dobrze, gdyby nie media braci Karnowskich, a było to jedna z największych manipulacji medialnych w ostatniej dekadzie.
5. Gazeta Wyborcza – jedna z dwóch nominacji zbiorowych, obejmująca całe środowisko dziennikarskie związane z gazetą, także z redakcji innych mediów Agory (np. portalu naTemat). Przyznaję piąte miejsce nie tyle za sam hejt lub brak dziennikarskiego rzemiosła w poszczególnych artykułach – w samej „Wyborczej” wciąż jest jeszcze sporo solidnego dziennikarstwa, niezłych analiz politycznych i gospodarczych, a także przyzwoitej publicystyki. Ale jest też ten „duch” absolutnej moralnej wyższości nad „niedemokratyczną” resztą świata stanowiący imperatyw do mówienia tej reszcie, co jest dobre, a co złe, w stopniu równie niestrawnym, co większość listów apostolskich episkopatu polski. A jeszcze gorsze jest przyzwolenie na totalne okładanie wszystkich myślących inaczej lewicowo-postępowym „miłosierdziem” na w ramach komentarzy do artykułów w internetowych wydaniach Gazety i portalach Agory. W większości przypadków nikt z administratorów na ten hejt w komentarzach nawet nie próbuje reagować.
4. Jacek Żakowski. Kolejny namaszczony ze środowiska orbitującego wokół „Wyborczej”, któremu wydaje się, że wie wszystko lepiej. Czwarte miejsce za bezpośrednie nawalanie w Szymona Hołownię i jego środowisko, zarówno w trakcie kampanii prezydenckiej, jak i po niej, w oderwaniu od faktów, byle było na korzyść kandydatki, a potem kandydata PO. Ten pan od dawna w swoich artykułach czy programach potrafi niemal wyłącznie dzielić, prawda nie jest dla niego istotna.
3. Tomasz Lis. Kiedyś niezwykle go ceniłem za błyskotliwe relacje dla TVP, a potem świetne komentarze i prowadzenie programów informacyjnych TVN. Ale stopniowo coraz bardziej było widać uderzanie „sodówki” do głowy i ten błysk „monopolu na prawdę” w oczach. Potem przyszły poważne problemy ze zdrowiem, leczenie i rehabilitacja, które chyba tylko pogorszyły kontakt redaktora z rzeczywistością, co stwierdzam z tym większą przykrością, gdyż źle mu nie życzę. Wydaje mi się, że wszystkie swoje żale i frustracje, w tym te związane z kondycją fizyczną wylewa w swoich dziennikarskich wypowiedziach. Kiedyś był wyrazisty, ale pomimo tendencyjności, jego ocenom rzeczywistości politycznej trudno było odmówić słuszności. Dziś jest tylko tendencyjny, ale przy tym uzurpuje sobie prawo do kreowania rzeczywistości. A niestety poklaskiwaczy ma bardzo wielu. Moim zdaniem był jedną z 3 osób, które najbardziej przyczyniły się do wzmocnienia polaryzacji wyborców przed wyborami, a tym samym zwycięstwa Andrzeja Dudy.
2. Tomasz Sakiewicz. Człowiek-instytucja, jednoosobowy silnik napędowy całego biznesu hejtu, pogardy i dezinformacji, którego najbardziej jaskrawym przykładem jest „Gazeta Polska”. O ile „Wyborcza” wraz ze swym środowiskiem przynajmniej próbuje choć trochę uprawiać rzetelne dziennikarstwo, o tyle w przypadku „Gazety Polskiej” prawda zdarza się chyba wyłącznie przez przypadek. Tak zmanipulowanych informacji i całych artykułów naładowanych tendencyjnymi i nienawistnymi opiniami nie ma chyba w żadnym innym polskim dzienniku, poziom szamba da się porównać chyba tylko z „NIE”, ale postesbecka gadzinówka Urbana przynajmniej nawet przez chwilę nie udaje patriotycznej gazety i nie jest wspierana z pieniędzy podatników.
- Maria Nurowska. Z bólem stwierdzam, że numer „jeden” na liście to przedstawicielka tzw. demokratycznej opozycji. Jest uosobieniem wszystkich najgorszych cech tzw. elit warszawskich, choć sama dla niepoznaki już dłuższego czasu geograficznie zamieszkuje gdzieś w domku na małopolskiej prowincji, o ile dobrze się orientuję. Ma liczne grono adoratorów, którzy niczym sekta pieją z zachwytu przy każdym jej poście na FB. Krytycznych komentarzy pod jej profilem nie znajdziecie, ponieważ aby cokolwiek pisać na jej profilu publicznym, trzeba być jej znajomym (czyt. klakierem). Z powodu paru drobnych sukcesów literackich i publicystycznych ta pani uzurpowała sobie prawo do określania, kto powinien być kandydatem opozycji i dlaczego wszyscy powinni nienawidzić Szymona Hołowni. Niemal każdy fakt, każdą wypowiedź osoby, z którą się ta pani nie zgadza potrafi ona wykorzystać instrumentalnie, wyjąć z kontekstu, przeinaczyć i zamienić w błoto, którym daną osobę obrzuci. Przynajmniej część wyborców Szymona, którzy w drugiej turze nie zagłosowali na RT, podjęła swoją decyzję ze względu na obrzydliwe zachowanie tej pani.
I to koniec listy. Podkreślam jeszcze raz, że ma ona charakter całkowicie subiektywny i może kiedyś ją zaktualizuję. To nie są jedyni hejterzy, ale ci wkurzają mnie najbardziej i wyrządzają moim zdaniem najwięcej szkód. Dla równowagi spróbuję w najbliższych tygodniach zrobić analogiczna listę pozytywnych postaci w mediach, tych, które starają się rzetelnie wykonywać swoją pracę i wykorzystywać swój autorytet do zwiększania świadomości społecznej i budowania porozumienia.