W normalnym świecie… Ok, w świecie, którym jeszcze do niedawna był uznawany za normalny, w naszym kraju, o tej porze roku trwałby tzw. sezon ogórkowy. Co oznacza, że głównym tematem, który byłby poruszany przez media i którym żyłaby opinia publiczna, byłyby ogórki i wszystko co się nimi wiąże. Gazety i telewizja trąbiłyby o tym, czy pogoda w tym roku sprzyja wzrostowi ogórków, czy zbiory będą obfite oraz czy plantatorom uda się zatrudnić odpowiednia ilość Ukraińców i przedstawicieli innych, mniej doświadczonych dobrobytem nacji do pracy przy zbiorach. A nawet jeśli nie mówiono by o ogórkach, to tematem byłyby wiśnie, porzeczki, maliny czy cokolwiek innego, co powinno obrodzić w czasie letniej obfitości. I choć nie przeczę, że dla plantatorów mogłyby być to sprawy o znaczeniu dosłownie egzystencjalnym, w pewnym momencie nastąpiłby przesyt niusów o zbiorach płodów ogrodnictwa i sadownictwa, jednakże wtedy znaleziono by jakiś inny temat, równie mało istotny dla losów świata, co jednak ważne, musiałby być to temat równie neutralny światopoglądowo – bo w końcu jakaż ideologia może stać za ogórkami, wiśniami, malinami czy porzeczkami. Reasumując, w normalnym świecie w połowie lipca dziennikarze informowaliby o wielkości zbiorów ogórków, o cenach ogórków, a najgorszym wypadku podnosząc larum, że większość ogórków zgnije na polach, bo nie będzie komu ich zebrać, albo dlatego, że nie będzie opłacało się ich zbierać – czyli wszystko byłoby pod kontrolą, przewidywalne jak wyniki wyborów w Rosji. Żyjemy jednak w czasach, które ktoś mądry nazwał kiedyś „turbulentnymi”, mając zapewne na myśli fakt, iż normalność została poturbowana, znokautowana, a teraz leży i kwiczy…
Jakby mało było nam codziennych problemów ery późnej nowoczesności, takich jak Donald Trump ( i jego brytyjski mod, czyli Boris Johnson), globalizacja i globalne ocieplenie (które to problemy zdążyły spowszednieć do tego stopnia, że przejęły w mediach rolę tematów zastępczych, niczym tytułowe ogórki), dołączyła do nich cała lista spraw, która wywraca nam do góry nogami wakacyjny plan, by przez czas jakiś rozkoszować się wyłącznie młodymi ziemniakami z mizerią oraz zimnym piwem i nie myśleć o niczym stresującym. Niestety, mamy na świecie pandemię, która nie chce wcale sama odejść w niebyt, pomimo, że jest spora grupa osób uważających, że mają patent na widzenie prawdy i twierdzą uparcie, że żadnej epidemii nie ma, a chorzy w naszym kraju umierają ze szczęścia wywołanego faktem, iż nie będą dłużej musieli korzystać z obsługi ZUS i NFZ. Nie do końca owi negacjoniści potrafią wyjaśnić fakt, olbrzymiej liczby zgonów w wyniku COVID-19 w krajach, w których ZUS-u i NFZ-u nie ma, ale tak to już jest z negacjonistami. W każdym razie na skutek pandemii, realnej lub fikcyjnej, nie ma to w tym przypadku znaczenia, wybory prezydenckie w naszym kraju przesunęły się na wakacje, rozwalając w drobny mak zwykły kalendarz „ogórkowych sensacji”. Ktoś jednak uznał, że nie ważne, iż już przez wybory zarwaliśmy 2 tygodnie wakacyjnego spokoju, więc po ogłoszeniu wyników wyborów wszyscy aktorzy naszej rodzimej politycznej sceny (a przynajmniej ich większość) zamiast podać sobie dłonie i rozjechać się na na zasłużony wypoczynek, uchwaliwszy uprzednio bon wakacyjny dla zwykłych zjadaczy chleba, wzięli się za kontynuowanie festiwalu niedorzeczności. I tak w ciągu kilku dni wszyscy partyjni koledzy Rafała Trzaskowskiego obwinili za porażkę wszystkich oprócz swojego kandydata i siebie samych, jako głównego winnego wskazując Szymona Hołownię, który Rafałowi Trzaskowskiemu przysłużył się lepiej niż większość działaczy PO. Następnie PO zdążyła skłócić się z całą opozycją, co jest niezłym wynikiem jak na 3 dni, z których jeden i tak trzeb było odliczyć na ochłonięcie po wyborach. Ponadto przeprowadzono kolejną nieudaną próbę przegłosowania wotum nieufności wobec Ministra Sprawiedliwości, używającego przykrywki w postaci funkcji Prokuratora Generalnego (a może na odwrót). Tego jednak było nadal mało, więc żeby ubarwić obywatelom tę wakacyjną nudę nasz miłościwie panujący, reelektowany pan Prezydent RP, przy współpracy swojej kancelarii, dyplomacji i służb bezpieczeństwa postanowił w ramach budowania naszych lepszych relacji z Rosją wesprzeć tamtejszych dwóch niezależnych artystów, prowadzących kanał rozrywkowy na YouTube. W ramach tej inicjatywy dwóch Rosjan wykonało udawany telefon z gratulacjami podszywając się pod Sekretarza generalnego ONZ, zaś nasz prezydent dzielnie udawał przez 11 minut, że nie wie o całej ustawce, co wymagało od niego wykazania się zdolnościami lingwistycznymi, gdyż cała rozmowa toczyła się po angielsku. I generalnie nie byłoby tematu, tylko nasze służby pomyliły się w przewidywaniach efektu medialnego całego pomysłu i nie wiedzieć czemu publiczność na YouTube uznała naszego prezydenta nie za wyluzowanego gościa, co to oko puszcza do oglądających zaraz po usłyszeniu słowa „zubrowka”, ale za bałwana, a Polskę za państwo z kartonu, zaś największy ubaw z całej sytuacji miał towarzysz Wowa Putin. To jednak nie był koniec atrakcji na dzień 15 lipca A.D. 2020., gdyż kilka godzin po tym jak sprawa wyszła na jaw, nad Lublinem zaczęły kołować nasze (na szczęście) myśliwce F-16, oficjalnie wykonujące (w celach już oficjalnie nie wyjaśnionych) niskie przeloty nad pasem startowym lotniska w Świdniku. Z niejasnych przyczyn najniższy pułap nie był osiągany nad Świdnikiem, ale tuż nad południowym skrajem dzielnicy Czuby, od lotniska odległej o 15 km w linii prostej, więc piloci wrzucali maksymalny ciąg do naddźwiękowej tuż nad naszymi blokami. Zważywszy, że „Jastrzębie” pojawiają się nad lubelskim niebem niezwykle rzadko i to zazwyczaj w okresach wzmożonego pogotowia wobec aktywności rosyjskiej w przygranicznej przestrzeni powietrznej, wersja o rutynowych ćwiczeniach nie jest do końca wiarygodna. Tak sobie myślę, ze projekt ocieplenia stosunków polsko-rosyjskich przez wpuszczenie się we wkrętkę ichniejszych youtuberów, okazał się kolejnym fuckupem naszych geniuszy będących u władzy. A przecież tydzień się jeszcze nie skończył…
Mówiąc krótko: Ja chcę ogórki! Chcę przez jakiś czas w wiadomościach dowiadywać się tylko o ogórkach, wiśniach, malinach, ewentualnie o grzybobraniach i to wyłącznie takich, w trakcie których zebrano grzyby wielokrotnie jadalnych. W ostateczności może być też o komarach, zwłaszcza o metodach radzenia sobie z nimi. Naprawdę uważam, że nie wymagam zbyt wiele…