Sobota minęła nie wiadomo kiedy, a to dlatego, że była dniem roboczym i to bardziej niż zwykle. Plusem tej sytuacji była niewielka możliwość sprawdzania w kraju i na świecie, co między innymi oznaczało puszczenie mimo uwagi najgłośniej komentowanego roku (przynajmniej w naszym kraju) ślubu tego roku. W normalnym kraju takim zainteresowaniem cieszyłby się ślub członka rodziny królewskiej, premiera, znanej gwiazdy muzyki pop lub przynajmniej kogoś, kto ma nazwisko Kardashian. U nas jednak wszystko musi być na opak i społeczna uwaga przez kilka dni skupiła się na ślubie kogoś kto nie jest ani ładny, ani miły, ani wybitnie utalentowany, ani obrzydliwie bogaty, ani znany z cnót ewangelicznych, za to z pewnością można tej osobie przypisać określenie „przydupasa” lub bardziej dosadnie „mendy”* – zaznaczam przy tym, że te uwagi odnoszą się wyłącznie do jednej z osób popełniających wspomniany akt sakramentalno-prawny i dla jasności dodam, że ta osoba była jeszcze całkiem niedawno prezesem TVP. Druga osoba zaangażowana w we wspomniane wydarzenie była jeszcze do 17 czerwca osobą nieobecną w świadomości ogólnospołecznej. I pewnie lepiej byłoby gdyby nieobecną pozostała lub swą obecność zaznaczyła w inny sposób.
W sumie to korci mnie, żeby jakoś skomentować to, że do ślubu przystąpił człowiek, którego małżeństwo zostało unieważnione po 20-stu latach i dochowaniu się trójki dzieci…
Chociaż jak się zastanowić, to możliwe, że to małżeństwo zostało unieważnione wcale nie na wniosek tegoż człowieka, ale jego nie-byłej żony. Patrząc na działalność tego osobnika, nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś chciał uznać 20 lat spędzonych z nim za niebyłe.
*_ Żeby było jasne, określenia jakich użyłem wobec nowożeńca nie przechodzą mi łatwo przez klawiaturę, ale są najłagodniejszymi określeniami społecznych postaw, jakimi zasłynął wspomniany człowiek, którego z imienia i nazwiska nie wymienię, gdyż konfiguracja ta wywołuje u mnie zbyt duży niesmak. Z tego samego powodu nie chce mi się szerzej komentować samego przebiegu i otoczki tego wydarzenia.