
Przyznam szczerze, że gdyby do podróży do jakiegoś kraju miały mnie zachęcić filmy nakręcone przez pochodzących z niego twórców, to kraje skandynawskie ominąłbym szerokim łukiem. Zresztą być może dlatego właśnie w żadnym z tych krajów nie byłem. Nie to, żebym w ogóle nie chciał, bo pewnie choćby ze względu na piękną przyrodę warto, ale jest coś takiego w klimacie większości scen filmowych nakręconych w Szwecji, Norwegi czy Islandii, co z miejsca przesuwa te kraje na mojej liście „must see” gdzieś tuż powyżej państw w środkowej Afryce, w trakcie wojny domowej, na styku wpływu wrogich plemion. Przy czym gdyby w owych afrykańskich państwach panował pokój, ich notowania byłyby jak dla mnie dużo wyższe. Zapewne nie mam takich doświadczeń, jak emigranci, którzy ze środkowej Afryki próbują się dostać między innymi do krajów skandynawskich, traktując je jako potencjalny raj na ziemi, ale jak wspomniałem, opieram się na swoich wrażeniach wyniesionych z filmu.
Weźmy sobie zresztą taką pierwszą z brzegu Islandię. Zapoznałem się do tej pory chyba tylko z dwoma filmami pełnometrażowymi, powstałymi w tym kraju: pierwszym były „Barany”, a drugim obejrzany dziś „W cieniu drzewa”. Zapewne nie jest to jakaś reprezentatywna próbka twórczości, jednakże chyba oba dzieła dość dobrze oddają tamten klimat społeczny. Na ich podstawie nasunął mi się wspólny wniosek: nie dziwię się, że populacja tego kraju jest tak mała. Przy panujących tam relacjach społecznych nic nie wskazuje, by miała się powiększyć. Islandczycy mają chyba genetycznie zakodowane, żeby o to dbać. Cóż, tak sobie myślę, że Björk rzeczywiście w tamtym kraju może uchodzić za całkiem normalną osobę.
Pamiętam, że 24 lata temu miałem szalony pomysł, by jechać z kumplem autostopem do Reykjaviku (oczywiście po drodze podróżując też promem). Dziś nie specjalnie ciągnie mnie tam, żeby polecieć nawet business class. Choć oczywiście jeśli kiedyś będę miał za dużo pieniędzy, to i takich fanaberii wykluczyć nie można.
PS. Sam film „W cieniu drzewa” polecam. Choć nie jest to kino na każdy gust. I może zniechęcić do odwiedzenia Reykjaviku.