
Są takie, chwile, sytuacje, a czasem całe dni i tygodnie, kiedy człowiekowi brakuje słów. Nawet gdy słów nie brakuje, to prostu brak motywacji, by coś sensownego powiedzieć do innych. A nawet do siebie… Tak, utrata połączenia z samym sobą jest chyba najgorsza. Mam wrażenie, że są ludzie, którzy akurat wtedy mówią najwięcej – kiedy gdy aparat mowy utracił połączenie z intelektem. Więc może lepiej milczeć.
Wtorek 6 sierpnia był właśnie takim dniem. A przecież nie powinien być, to końcu Święto Przemienienia. Dotknięcie tajemnicy, niezwykłości, transcendencji. Jeden z najbardziej niezwykłych fragmentów Ewangelii, tak naładowany treścią, symbolami, wciągający w tę niezwykłą relację, jaką jest przebywanie z Bogiem. A tu pyk, tajemnica przeszła obok mnie. Tak jakbym w tym czasie spał, był nieobecny. Zupełnie jak św. Piotr i jego towarzysze, którzy najzwyczajniej przysnęli sobie na górze Tabor, kiedy to przed nimi rozgrywały się prawdziwe cuda – przecież parę minut temu przed ich oczami stanęli Eliasz i Mojżesz. Normalnie jazda bez trzymanki, a oni poszli spać. A kiedy się ocknęli, Pietrucha wypalił z jednym najbardziej niedorzecznych (przynajmniej w pierwszym odbiorze) tekstów w całej swojej apostolskiej karierze – przecież wypalił do Jezusa w stylu „Fajnie, że tu jesteśmy. Postawimy wam tu trzy namioty – jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesz i jeden dla Eliasza”. Wypowiedź oddająca brak łączności z rzeczywistością. Jednakże jak się tak uważniej we wszystko wczytać, to wypowiedź Piotra wcale nie jest taka odjechana, a być może nawet jest najlepszą możliwą reakcja człowieka na tajemnicę, która człowieka kompletnie przerasta.
Chciałbym, żeby moje milczenie było również najlepszą wersją bezradności wobec Tajemnicy. Ale obawiam się, że to jednak zwykłe skutki chwilowej utraty łączności z samym sobą. Cóż, zobaczymy jutro. Może łączność powróci.