Tytuł dzisiejszego wpisu zapożyczyłem z utworu Piotra Bukartyka, wykonanego we wczorajszej (czyli z piątku 6 sierpnia) porannej audycji Wojciecha Manna emitowanej w radiowej Trójce. Co się nieczęsto zdarza, tekst utworu był gorzką i dość bezpośrednią satyrą na sytuację społeczną w naszym kraju i puszczenie czegoś takiego w państwowej rozgłośni zakrawało prawie na otwarty rokosz. Audycje pana Wojtka są jednymi z ostatnich bastionów prawdziwej wolności słowa w tzw. mediach narodowych i tenże „wykon” był tego najlepszym dowodem. Pan redaktor to człowiek który „wychował” niejedno pokolenie radiosłuchaczy, w dodatku człowiek w pełni świadomy swojej społecznej roli, ktoś kto wie, że ciąży na nim odpowiedzialność. Ktoś, kto wie, że kiedy człowiek ma już za sobą tyle lat życia, to cenniejsze nawet od zdrowia są takie wartości jak wiarygodność i uczciwość wobec ludzi, którzy mu ufają. Chyba z podobnej gliny jest ulepiony pan Bukartyk i obaj za nic mając ewentualne reperkusje, robią swoje.
Utwór Piotra Bukartyka przywołałem, bo jako żywo pasuje mi jako komentarz dzisiejszej konwencji wyborczej partii rządzącej. Fiesta trwa w najlepsze, nieustające dożynki, obawiam się, że mogą to być dożynki rozumiane dosłownie. Ale najgorsze, że do festiwalu obietnic i niedorzeczności na całego dołączyła opozycja…
Przyznam szczerze, że gdyby pojawiła się partia, która jako hasło kampanii podałaby zdanie w stylu „Przygotujmy się na gorsze czasy!”, a jedyną jej obietnicą wyborczą byłoby zredukowanie liczby posłów np. do 160, senatorów do 50 oraz obniżenie przywilejów przysługujących parlamentarzystom i członkom rządu, to chyba zagłosowałbym na nich w ciemno. Z jednego prostego powodu: to byliby jedyni, którzy nie obiecywaliby rozdawania moich pieniędzy na lewo i na prawo.