OWM 2014. Masakra kontrolowana…

Do 22 km udawało się w pełni kontrolować sytuację. Na 23 km zaczęły się problemy…

owm_2014

Zaczęło się dobrze. Udało mi się nieźle wyspać, byłem odpowiednio odżywiony i wyposażony, nawet do „tojtoja” udało mi się dostać przed startem bez kolejki. Pogoda w momencie startu była idealna, na 4 km złapałem właściwe tempo. Pierwsza dycha tuż powyżej 55 min., zgodnie z planem. Druga dycha w 1 godz. 51 min – prawie idealnie. Do 22 km udawało się w pełni kontrolować sytuację. Na 23 km zaczęły się problemy z kolką – walczyłem z tym, ale na 26 km musiałem przejść w marsz. Po doładowaniu się żelem próba odzyskania tempa od 28 do 36 km… Już prawie udało się wrócić do czasów na poziomie 5:30/km ale kolka, a potem jeszcze paląca prawa stopa, zakłóciły mechanikę biegu, więc musiałem drastycznie skrócić krok i maksymalnie zwiększyć kadencję, żeby chronić stawy i ścięgna. Ale to oznaczało ponad 200 kroków na minutę przy kiepskich czasach i strasznym zużyciu mięśni, w dodatku przy coraz silniejszym bólu w stopach. „Szturm” na 41 km omal mnie mnie wykończył – miałem jeszcze mnóstwo pary w płucach, ale mięśnie się skończyły. W momencie przebiegania mety dopadły mnie takie skurcze, że jeszcze 2 kroki i po prostu bym się przewrócił.
Po zdjęciu skarpety z prawej stopy moim oczom ukazały się 4 potworne bąble ciągnące się na wewnętrznej stronie od śródstopia aż po duży paluch. Wcześniej te same buty nigdy mi tego nie zrobiły – przypuszczam, że to może być zasługa nowych skarpet, które zostały zakupione… żeby zapobiegać otarciom.

Jednak warto było – oficjalny czas netto 4 h 6 min. 16 sek. to jakby nie było życiówka (chociaż ponad 15 min. słabsza od oczekiwań). Plan minimum wyrobiony – udało się przebiec pierwszy maraton stylem naturalnym. Do startu w Lublinie 4 tygodnie – jest czas na wyciągnięcie wniosków i przepracowanie problemów.

PS. Sam OWM to świetna impreza, choć oczywiście bardzo już skomercjalizowana.Trochę za dużo już jest tam sponsorów, partnerów i VIP-ów. Za to doping na ulicach Warszawy świetny – i do tego jeszcze te zespoły muzyczne dające czadu w namiotowych scenach przy trasie – do amatorskich kapel metalowych i punkowych, aż po gwiazdy takie jak Muniek Staszczyk. To robi naprawdę niezłą atmosferę i neutralizuje to „komercyjne zadęcie”. No i do tego ten namiot z masażami po biegu – super sprawa, gdyby nie pomoc masażystów, do pociągu musiałbym się chyba czołgać…

Jedna odpowiedź do “OWM 2014. Masakra kontrolowana…”

  1. Jeszcze raz gratuluje.
    Odciski zapewne dzieki skarpetkom. 😉
    Ja lubie cieniutkie, najlepsze jakie mialem to byly „liner” jakie sie zaklada czasami na skore przed zalozeniem grubych skarpet.
    Teraz glownie uzywam „Smart Wool” lub „Sole”.
    Kiedys kupilem skarpetki z 5 palcami (chyba „Inji”)… zbyt „high-tech” – efekt byl… niepozadany… 😉
    Jezeli miales skorcze w stopach, mogloby to oznaczac zbyt mocne zawiaznie sznurowek.
    Jezeli chodzi o kolke… jezeli byla to zwiazana z trawieniem, to jest to numer 1 problem biegaczy dalekodystansowych.
    Drugi rodzaj kolki to przeponowa, zwiazana z oddychaniem.
    Ta z czasem mozna nauczyc sie kontrolowac wlasciwym oddychaniem.
    Niektorym pomaga podniesienie ramion na kilka minut.
    Powodzenia w Lublinie!
    Go Team Jester!

Dodaj komentarz