#7/365: Nie o tym, czyli śmichy-chichy

Dzisiejszy wpis miał być zupełnie o czymś innym, a nawet nie miął być wpisem, lecz krótkim nagraniem video. Ale po pierwsze, nie chciało mi się. Autentycznie wyłączyła mi się chęć do nagrywania filmu, montowania i wysyłania tego w chmurę YouTube. A po drugie pomyślałem sobie „Chciałeś wczoraj sezonu ogórkowego, to masz, korzystaj!”. Bo dzisiaj rzucano w nas ogórkami raz za razem. Więc uznałem, że pójdę po najmniejszej linii oporu i napiszę o tym dwa słowa.

Po pierwsze sprawa ustawy wprowadzającej sankcje za chodzenie w haloweenowym przebraniu. Generalnie szkoda nawet komentować, gdyż pomysł jest tak absurdalny, że jedynie utwierdza nas w opinii, iż nasz sejm pod rządami PiS na dobre zamienił się w Latający Cyrk Monty Pythona. Dziwię się tylko, że sprawie poświęcono w mediach aż tyle czasu, ale to pewnie właśnie efekt „sezonu ogórkowego”. Swoją drogą ciekawi mnie, jak po ewentualnym uchwaleniu tych absurdalnych przepisów 31 października będzie potraktowane pojawienie się w przestrzeni publicznej na ten przykład Ryszarda Terleckiego albo Antoniego Macierewicza, bo oni wyglądają, jakby haloweenowe maski nosili cały rok.

Druga sprawa, w pierwszym odbiorze nieco bardziej bulwersująca, ale moim zdaniem ściśle z tą pierwszą związana (o czym za chwilę) to atak śmiechu pani marszałek Witek, który dał początek fali typowej „głupawki”, przetaczającej się przez całą Wysoką Ciżbę, przepraszam, Izbę. W samym zdarzeniu nie byłoby nic specjalnie niestosownego (w końcu posłowie też ludzie i lepiej żeby sie śmiali, niż obrzucali nawzajem wyzwiskami), gdyby atak śmiechu pani marszałek nie nastąpił w trakcie głosowania nad powołaniem komisji ds. walki z pedofilią. Nazwać to lekkim zgrzytem, to jakby nic nie powiedzieć. W moim odczuciu jednak nie samo to zdarzenie jest bulwersujące, ale jego szerszy kontekst.

Wczoraj dyżurnym tematem był prank rosyjskich youtuberów wkręcających prezydenta Dudę, a dziś już znaleziono kozły ofiarne, które zostaną (przynajmniej wg zapowiedzi) poświęcone. Teraz trzeba było jeszcze całą sprawę przykryć czymś jeszcze bardziej absurdalnym, niesmacznym i śmiesznym (choć jest to śmiech do bólu zębów). I stąd te dwie pozornie niepowiązane ze sobą sprawy, czyli tytułowe sejmowe śmichy-chichy. Niczym dwa „ogórki” podrzucone mediom i publice spragnionej lżejszych tematów. Pytanie, co jeszcze miały te dwa „ogórki” przykryć?

Swoją drogą o lekki dreszczyk przyprawia mnie myśl, że ledwo wczoraj wyraziłem swoje „ogórkowe tęsknoty”, a już dzisiaj spin-doktorzy parti rządzącej na nie zareagowali. Czyżby moja niewinna pisanina dotarła do kogoś wyżej? Nie, chyba popadam w złudzenia ksobne. To znaczy, że czas skończyć pisanie na dziś.

Jutro może w końcu zapowiedziany film. Ale nic na siłę 🙂