Są takie dni, kiedy bardzo chętnie wyhodowałbym sobie alter ego, nie takie wirtualne lub artystyczne, ale prawdziwą drugą osobowość. Taką, która mogłaby na przykład bezkarnie nawymyślać różnym ludziom, po czym przełączyć się tak jakby nigdy nic na tego mnie spokojnego, uśmiechniętego, empatycznego i otwartego na innych. A ludzkość, która miałaby pretensje, musiałaby ze słusznymi pretensjami zaczekać, aż furiat zaloguje sie ponownie. W sumie dobrze byłoby mieć jeszcze kolejną alternatywną osobowość w typie kompletnego idioty, głupka wioskowego, którego ignorancja i kretynizm również mogłyby uchodzić bezkarnie, a przynajmniej odpowiedzialność za nie musiałaby być odroczona, a na pewno nie ponosiłbym jej ja, czyli ten dobry, spokojny i mądry. Innymi słowy chodzi o to, żeby dało się wyizolować te wszystkie negatywne cechy do alternatywnych ego, zaś wszystko co dobre skupić w jednym. Kiedy trzeba kogoś zwyzywać (w realu lub wirtualnie) albo zrobić konkretny łomot, to przełączasz się na furiata, a gdy trzeba jechać na naukową konferencję dotyczącą zmian klimatycznych i głodu na świecie, to przełączasz się na tego spokojnego i mądrego. Z kolei, gdy zapraszają cię na imprezę lub grilla jacyś ludzie, którzy są nudni, głupi lub niesympatyczni, przełączasz się w tryb kompletnego idioty i wszystko po tobie spływa. Jeśli narozrabiasz jako furiat lub idiota, wystarczy przelogować konto użytkownika.
Oczywiście zauważyliście zapewne, że pomysł ma pewne słabe punkty i w naturze funkcjonuje już od dawna, będąc przedmiotem zainteresowania zarówno psychiatrii, jak i literatury oraz filmu. Dysocjacja osobowości prowadząca do powstania tzw. osobowości wielokrotnej jest jedną z najciekawszych jednostek chorobowych i ten fakt każe nieco ostudzić entuzjazm dla pomysłu postawionego przeze mnie na wstępie. Jeśli dodamy do tego, że jeśli chodzi o literaturę i film temat osobowości wielokrotnej był eksplorowany niemal wyłącznie przez autorów thrillerów lub horrorów, od klasycznego „Dr Jekyll & Mr Hyde” aż po w miarę współczesny film „Tożsamość” z Johnem Cusackiem w roli głównej, to pomysł zaczyna być przerażający i mocno absurdalny. Jednakże do tak lekkiego potraktowania go na wstępie zainspirowała mnie niedawna lektura. Otóż lubię od czasu do czasu sięgnąć po solidną powieść science fiction, zwłaszcza gdy jest ona napisana przez autora, który potrafi w formie beletrystycznej postawić ważne pytania, dotyczące przyszłości świata, tudzież przedstawić spójną wizję, jak ta przyszłość wyglądać może w jakimś swoim wariancie. W powieści „Ślepowidzenie”, którą czytałem ostatnio amerykański autor, Peter Watts jednym z bohaterów czyni Bandę Czworga i jak można się domyślić, termin ten oznacza człowieka mieszczącego aż 4 osobowości, w tym 2 kobiety, mężczyznę i cokolwiek bezpłciową osobowość, nazywaną Procesorem, która ogarnia całe towarzystwo. W wersji przyszłości opisywanej przez Wattsa Banda nie jest wcale ciężkim przypadkiem psychiatrycznym ale czterema pełnoprawnymi ludźmi, współdzielącymi jedno ciało. W wizji Wattsa nasza barbarzyńska psychiatria jest już przeszłością, a osobowościom wielokrotnym zamiast leczenia, już od dzieciństwa zapewnia się możliwości pełnego rozwoju, tak aby każda osoba okupująca dane ciało osiągnęła pełnię. Jak można się zorientować z tego zdawkowego opisu, Watts idzie w swych eksploracjach w innym kierunku niż literatura i film grozy i choć mój pomysł poszedł w jeszcze nieco w inną stronę, to ewidentnie przyczyniła się do niego lektura „Ślepowidzenia”*.
Prowadząc swoje rozważania nad alternatywnymi osobowościami doszedłem jednak do pewnego spostrzeżenia, które zaskoczyło mnie w pierwszej chwili. Otóż jest pewna duża grupa ludzi, którzy notorycznie zachowują się jak osobowości wielokrotne, a nawet bardzo możliwe, że de facto takimi „wieloosobami” są. To politycy. A przynajmniej większość z nich.
Muszę przyznać, że kiedy tak na to spojrzałem, było to prawie jak olśnienie. Nagle wypowiedzi polityków, brzmiące do tej pory jak zeznania bohaterów filmu „Kac Vegas” składane na posterunku policji, stały się spójne i logiczne. Grzegorz Schetyna mówiący po klęsce Rafała Trzaskowskiego „Wygraliśmy”, Beata Szydło mówiąca o zwycięstwie Polski, gdy kandydat jej partii przerżnął w wyborach na szefa Rady Europejskiej z Donaldem Tuskiem 1:27 – wszystko nagle ułożyło się w zrozumiałą sekwencję. Przecież Grzegorz Schetyna wypowiedział swoje słowa jako osobowość nie będąca byłym przewodniczącym PO, ale najprawdopodobniej zwolennikiem PiS. Podobnie Beata Szydło mówiąc o zwycięstwie była zapewne wtedy anonimową asystentką Tuska. Analogicznie potrzeba też traktować pozostałe wypowiedzi i zachowania różnych polityków. Nawet Ryszard Czarnecki, zmieniający ugrupowania polityczne od lewa do prawa i bredzący w każdym wywiadzie telewizyjnym, nagle okazuje się całkiem normalny. Jacek Sasin, który za swym niedościgłym wzorem, prezesem Kaczyńskim, opanował niezwykłą sztukę, aby konstruując wypowiedź w drugim zdaniu zaprzeczyć temu, co powiedział w pierwszym, w trzecim zmienić znaczenie tego co było w drugim, zaś na końcu całkowicie zaprzeczyć samemu sobie we wszystkim – toż to przecież ewidentna osobowość wielokrotna. Oczywiście klasą dla siebie jest w tym przypadku sam prezes Kaczyński, który potrafi zaprzeczyć sobie w jednym zdaniu i to pojedynczym, zaś konstruując wypowiedź ze zdań złożonych potrafi je wielokrotnie negować, po czym powoływać się na ich prawdziwość. Świadczy to o wybitnej sprawności w przełączaniu się pomiędzy osobowościami.
„Wieloosobowość” polityków stanowi nie lada wyzwanie dla „jednoosób” obserwujących życie polityczne, a szczególnie rozmawiających z politykami. Nie powinno nas zatem dziwić, że dziennikarze, na co dzień przebywający po kilka godzin w towarzystwie polityków, po jakimś czasie przyjmują podobny sposób przekazywania informacji światu. Nie powinno nas w sumie oburzać, że co i raz któryś dziennikarz jednego dnia z łatwością zaprzecza temu, co mówił lub pisał w dniu poprzednim albo nawet godzinę wcześniej i to w odniesieniu do faktów, które nie uległy zmianie nawet o jotę. Oni po prostu muszą to robić, usiłując nadążyć za politykami. Swoją drogą mam pewne podejrzenie, że część dziennikarzy również jest „wieloosobami”, więc pozostali tym bardziej muszą się przystosować albo wypadają z obiegu. Poważną zagwozdkę w tym wszystkim stanowi fakt, w jaki sposób politycy są w stanie cokolwiek uzgodnić ze sobą. Czy mają na przykład jakiś specjalny sposób orientowania się, który Borys Budka z którym Jarosławem Gowinem paktuje? Jak się nad tym zastanowić, to wiele wyjaśniałoby w kwestii trwałości sojuszów politycznych lub wszelkich obietnic składanych przez polityków. W końcu nie wiadomo, który Andrzej Duda obiecywał podwyższenie kwoty wolnej od podatku, a który rozprawienie się z kastą sędziowską.
I tu moim zdaniem leży sedno problemu. Każda osoba w Bandzie Czworga, opisanej w powieści Wattsa, była wyraźnie rozpoznawalna i pomimo, że samo „przelogowanie” następowało w ułamku sekundy, każdy „awatar” był na tyle wyrazisty, że osoby w otoczeniu niemal do razu orientowały się, który przedstawiciel Bandy wypowiada dane słowa i podejmuje działania. A kiedy tylko któraś osoba zaczynała za bardzo dokazywać, wkraczał Procesor. Niestety w przypadku polityków, z którymi mamy do czynienia, przełączanie ma charakter permanentny i zdaje się być podporządkowane jednemu celowi – unikaniu odpowiedzialności za swoje działania. Współczesna psychiatria zaś nad takim funkcjonowaniem polityków przechodzi do porządku dziennego, pomimo, że przypadkami osobowości wielokrotnej u reszty społeczeństwa bardzo ochoczo się zajmuje, stosując niekiedy niewybredne metody.
Dlatego mój nieco krotochwilny pomysł postawiony na wstępie wcale nie wydaje mi się taki niedorzeczny. Naprawdę fajnie byłoby czasem przełączyć się w tryb furiata i nawsadzać panu Prezesowi, a co niektórym politykom nawet z baszki wyjechać lub co najmniej wsadzić na łeb wiadro ze zgniłymi pomidorami, po czym przełączyć się na niewinnego idiotę. Ewentualnie stwierdzić „Nic nie mam do pana, ja do tego drugiego”. Chociaż w przypadku pana Prezesa wycofuję to konkretne zdanie, gdyż mogłoby zostać odebrane niewłaściwie, niesmacznie i zupełnie niezgodnie z intencją którejkolwiek mojej osobowości…
W każdym razie koncepcja „wieloosobowści” wprowadza rozważania politologiczne na nowy poziom i jak dla mnie wyjaśnia zachowanie większości polityków. W przyszłości być może będzie im się wszczepiać Procesor, czyli implant osobowości, który kontrolowałby przełączanie się.** Choć nie jestem pewien, czy to zawsze zadziała. Weźmy tak pierwszych z brzegu: Antoni Macierewicz, Janusz Korwin-Mikke… Cóż, być może są takie przypadki, wobec których nauka zawsze pozostanie bezsilna.
*_ Kwestia osobowości wielokrotnych nie jest głównym zagadnieniem powieści „Ślepowidzenie”. Generalnie tematem głównym jest kontakt ludzkości z obcą cywilizacją, z bardzo silnym akcentem na słowo „obcą” – na tyle obcą, że termin „cywilizacja” trzeba tutaj naciągać do granic możliwości, żeby zmieściło się pod nim to, z czym konfrontuje się grupa przedstawicieli ludzkości. Jednym z najważniejszych walorów powieści jest bardzo przemyślane nakreślenie przez autora całego kontekstu społecznego, technologicznego i psychologicznego, oparte na solidnych podstawach naukowych, łącznie z pokaźną bibliografią. Peter Watts idzie zatem w ślady najlepszych autorów twardej SF i moim zdaniem jego pisarstwo można śmiało porównywać z S. Lemem, a z bardziej współczesnych z innym Amerykaninem, Nealem Stephensonem. W każdym razie polecam, choć pewnie niektórych momentami przesadna drobiazgowość Wattsa o wiarygodność naukową ekstrapolowanej przyszłości może zmęczyć. Ale sama historia również jest wciągająca i w pewnym sensie ma w sobie coś z antycznej tragedii, dlatego warto doczytać rzecz do końca.
**_ Pamiętając, że dywagujemy o kwestiach pozostających jeszcze obecnie poza naszym zasięgiem, alternatywnym rozwiązaniem mógłby być implant dla każdego z nas, pozwalający nadążać za politykami i ich przeskakiwaniem z jednej osobowości w drugą. Ale chyba łatwiej i taniej byłoby zaimplantować tysiące polityków niż miliony wyborców.